Do Indii przymierzałam się od jakiegoś czasu, a promocja LOT przesądziła sprawę, choć ułożenie planu odkładałam, jak tylko się dało. Zakup biletów na pierwszy tydzień sfinalizowaliśmy w tygodniu poprzedzającym wylot; zakupy na drugi tydzień czekają do jutra. Zobaczymy, co z tego wyjdzie.
Do Bombaju przylecieliśmy godzinę przed czasem. Samolot do Leh mieliśmy dopiero o 7.40, ale wcześniejszego nie było. Chociaż ostrzyłam sobie ząbki na widoki prowincji Ladakh, to niewiele z tego wyszło, bo cały lot w zasadzie przespałam, odsypiając brak snu z poprzednich 24 godz. Szkoda, bo sądząc z widoków podczas samej jego końcówki, trasa jest niesamowicie atrakcyjna – leci się pomiędzy łańcuchami wysokich gór. Leh położone jest na wysokości 3500 m. n.p.m.
Swoją drogą wysokość zwiodła mnie trochę, choć na swoje usprawiedliwienie dodam, że błąd w dużej mierze został wywołany przez prognozy googlowskie, wg których temperatura w ciągu dnia miała nie przekroczyć 9 stopni. Zapakowaliśmy, acz niechętnie, do bagażu podręcznego kurtki. Dziś w ciągu dnia były 22 stopnie.
Lokalizacja nam nie doskwierała, gdyż poruszaliśmy się wolniej niż standardowo. W sumie wyszło to dość naturalnie, gdyż trzeba było czasem wspiąć się pod górę
Z lotniska odebrał nas zamówiony kierowca do objazdu po klasztorach Hemis, Chemrey, Thiksey, Stakna, Shey i Stok. Żeby się do nich dostać nie trzeba mieć żadnego pozwolenia ani uiszczać żadnej opłaty środowiskowej. Dzięki temu mogliśmy je zobaczyć. Jakkolwiek załatwienie permitu trwa podobno tylko parę godzin, to przy krótkim pobycie i to może być kłopotliwe.
Klasztory znajdują się w dawnych pałacach posadowionych na zboczach wzgórz, dzięki czemu pięknie się prezentują, przynajmniej z oddali. Stan ich konserwacji jest różny, ale przynajmniej część przeznaczona na potrzeby kultu jest w miarę zadbana. We wszystkich przybytkach są malowidła, choć nie wszędzie można robić zdjęcia. Najładniejsze scenki można zobaczyć w Thiksey; zresztą gdy się dobrze przyjrzeć to jest to przynajmniej częściowo – w zakresie przedstawienia piekła – stylistyka malowideł wczesnochrześcijańskich. Wszędzie są posągi różnych wcieleń Buddy, bo tu królują buddyści.
W większości obiektów spotkaliśmy przynajmniej jednego mnicha, choć po południu ich liczba gwałtownie spadła, a w Stok obiekt była zamknięty na głucho. Do większości można było wejść za darmo, opłatę pobierano tylko w Thiksey (50 INR od osoby) i Hemis (100 INR od osoby).
Na koniec dodaliśmy pałac w Leh, który od poprzednich różni się ceną – 300 INR od osoby – którą uzasadnić może tylko widok. Jest to w zasadzie jedyna z dwóch typowych atrakcji tego miasta. Drugą jest możliwość zrobienia zakupów tekstylnych – na wystawach są piękne kubraki, szale i dywany.