Kemping zaczął budzić się przed 6.00. Nawet było nam to na rękę, gdyż o 7.50 musieliśmy stawić się po drugiej stronie przylądka – do przejechania mieliśmy 37 km. Szukając łódek ze szklanym dnem do oglądania rafy, okazało się, że tylko ten rejs odpowiada naszym potrzebom. W Coral Bay były dostępne tylko popołudniowe godziny, co nie pasowało do planu. Bilet kosztował 69 AUD o osoby.
Najpierw widzieliśmy parę delfinów, rzecz jasna bez pośrednictwa szkła. Po jakimś czasie pojawiły się trzy małe rekiny wielorybie. Potem skupiliśmy się na rafie i małych rybach. Ostatni w oddali zamigotał duży żółw. Godzina minęła bardzo szybko. Niestety nie ma opcji dłuższych rejsów do oglądania życia morskiego przez szybki. Z nami było jeszcze pięcioro Australijczyków, którzy zachwyceni poprzednim rejsem, w którym uczestniczyli trzy tygodnie wcześniej, pojawili się znowu.
W okolicy, w miejscu zwanym Jurabi, tutejszym latem można oglądać żółwie, które przybywają tu w celach rozrodczych. Dziś plaża była pusta, ale za to skorzystaliśmy z centrum informacyjnego pod gołym niebem. Pogapiliśmy się na morze, surferów, i dopiero o 11.00 wyruszyliśmy.
W Coral Bay chcieliśmy zobaczyć naturalną lecznicę lub azyl dla rekinów , która mieści się w płytkiej zatoczce. Można się do niej dostać, idąc plażą lub morzem. Dziś rekinów nie było, ale były manty. Spacer w obie strony zajął nam trochę ponad godzinę, bo się nie spieszyliśmy. Było ciepło, były piękne widoki – nie było konkurencji.
Na szczęście w Carnavron zatrzymaliśmy się na obiad. Gdy wróciliśmy po ok. 20 min wracamy do do samochodu, tylne koło wydało mi się podejrzane. Po obmacaniu mój niepokój wzrósł. Człowiek, którym tymczasem parkował obok, zaoferował zmierzenie poziomu ciśnienia. Okazało się, że w zasadzie nie ma powietrza, choć koło nie wyglądało tak źle. Na szczęście po przekątnej był warsztat z pięknym napisem „opony”. Od razu tam pojechaliśmy. Obrabiany był już samochód z przyczepą kempingową, którą wyprzedzałam. Komuś się chyba rozsypały gwoździe. Była 16.40. Właściciel stwierdził, że co prawda pracują do 17.00, ale ponieważ jesteśmy w drodze, to nam też dziś pomoże. Wyjął gwóźdź i załatał dziurę. Kosztowało nas to 50 AUD. Opatrzność na nami czuwała.
Ostatni odcinek pokonaliśmy bez problemów. Po przejechaniu łącznie ok. 780 km, po 20.00 zameldowaliśmy się w Denham. Wczorajszej lenistwo należało dziś odrobić.