Zwiedzanie zaczęliśmy godzinę wcześniej niż w sobotę, a pierwszym celem była twierdza w Sakace – Za’abal Castle. Jak na zamek przystało, znajdował się na wzgórzu – dziś można oglądać udaną rekonstrukcję, oczywiście z cegły mułowej. Nie liczyliśmy na to, że uda nam się wejść na jego teren, ale spotkała nas niespodzianka. Gdy kręciliśmy się wokół ogrodzenia, podjechał stróż i nas wpuścił. Razem z nami weszła drużyna sprzątająca z Bangladeszu. W sobotę wieczorem i w nocy lało, więc chłopaki wymiatali z chodnika naniesioną ziemię.
Okolice zamku są poddawane rewitalizacji, zaczęli od wymiany asfaltu na bruk; chyba chcą stworzyć namiastkę starego miasta. Również w Tabuk trwają prace konserwatorskie. Odnawiają albo budują na nowo suk łączący małą twierdzę z placem, przy którym jest meczet zbudowany na miejscu, w którym modlił się Mahomet. Prorok w 630 r. przywiódł tu swoje wojsko, ale starszyzna plemienna wolała zawrzeć z nim pokój. Wydarzenie to jest zwane bitwą o Tabuk. Twierdza jest malutka, to raczej fort – ma ładny dziedziniec.
W Tabuk jest także stacja kolei hidżaskiej otwarta 1 września 1906 r. Ona również została poddana przebudowie, i to do tego stopnia, że gdybym nie wiedziała, czym było to miejsce, to raczej bym nie zgadła. Udane to nie jest. Honor ratuje małe muzeum, w którym jest parę plansz nt. kolei oraz lokomotywa i wagon.
Po obejrzeniu Tabuk było ok. 14.30, więc powstało pytanie co dalej. Mogliśmy jechać bezpośrednio do Al Uli albo zatrzymać się w Tajmie. Ponieważ droga z Sakaki do Tabuk zajęła nam 4,5 godz., to nie bardzo chciało mi się dziś spędzać drugie tylko czasu w samochodzie. Wygrał jednak rozsądek. Najpierw pojechaliśmy do Tajmy. Wyjeżdżając z Tabuk, widzieliśmy z drogi wyścigi wielbłądów. Może je jeszcze zobaczymy z bliska. Inszallach.
To był strzał w dziesiątkę. Największą atrakcją jest studnia z VI w. p.n.e., działająca na zasadzie kieratu, która podobno była nieustannie w użyciu, do czego przyczyniły się wielbłądy. Dreptał sobie taki garbus po wytyczonej nie za długiej ścieżce i wyciągał wiadro z wodą za pomocą liny i koła. Podobno na raz mogło pracować z wykorzystanie tej konstrukcji 70 wielbłądów. Obok jest małe muzeum. Nieopodal jest też i zamek. Na jego tyłach prowadzą w dalszym ciągu wyrób błota budowlanego, więc coś jeszcze powstanie. Pomiędzy zamkiem a studnią rozciąga się park-labirynt, w którym są świetne miejsca na piknik.
W Tajmie spotkaliśmy ludzi bardzo nas ciekawych. Sami zagadywali do nas, a najmilszym akcentem było to, że imam, który wyszedł z meczetu, żeby nas zobaczyć, zgodził się zapozować mi do zdjęcia.
Drogę do Al Uli pokonaliśmy już po ciemku. I to niemal dosłownie. Nasz samochód ma bardzo słabe światła.