Rano podjechaliśmy do miejsca oznaczonego na mapie, jako najdalej wysunięty na wschód kraniec Półwyspu Arabskiego. To mały naturalny port, w którym dojrzeliśmy świeże ślady żółwiowej samicy, która złożyła jaja, o czym świadczył zasypany dołek. Obejrzeliśmy też małego martwego zielonego żółwia, który leżał na skraju plaży – wyglądał, jakby doznał urazu na skutek zderzenia z łodzią. Jednak najbardziej zaskakującym obiektem na plaży był meczet, który wyglądał jak dziadowska szopa – czegoś takiego jeszcze nie oglądałam.
Na plaży w Ras al Hadd spotkaliśmy tylko malutkie różowe muszelki i kraba, który przede mną uciekał. Niewiele brakowało, a przypłaciłabym to utopionym telefonem. Atrakcją wsi – poza morze i żółwiami – jest fort.
W nieodległym Sur jest i fort, i latarnia morska, i muzeum szkutnictwa w zakresie omańskich drewnianych łodzi (dhow). Oprócz wystawy można obejrzeć statki w różnej fazie budowy. Na jeden – wielki – jeszcze nieukończony, choć wydaje się, że prace wstrzymano jakiś czas temu, można wejść i obejrzeć konstrukcję od środka. Bardzo mi się to podobało. W sklepach z pamiątkami można kupić modele statków w różnych rozmiarach. Są i ładne, i chyba tanie, jak na taką pracę. Żałowałam, że nie mam bagażu, żeby coś takiego przewieźć.
Nieopodal Sur jest stanowisko archeologiczne Kalhat. Jest niedostępne dla zwiedzających z uwagi na prace, jakie się tam toczą, jak głosi tablica, choć znaków tego nie widać. Najzabawniejsze jest to, że nawigacja googlowska jako wejście do strefy wykopalisk wskazuje parking na autostradzie położony nad stanowiskiem, tyle że przy jezdni w stronę Maskatu. W sumie obecnie to dobre rozwiązanie, bo można przynajmniej coś zobaczyć, a na pewno objąć wzrokiem płaskowyż, na którym ruiny są zlokalizowane. Zjechaliśmy do wsi, żeby przekonać się o możliwości obejrzenia z bliska ruin, ale bez złamania zakazu wstępu jest to niemożliwe.
Z góry można też popatrzeć na omańską wersję cenoty, czyli lej krasowy, występujący pod nazwą Bimmah Sinkhole. Na dół też można zejść, a nawet popływać. I to wszystko za darmo. Miłe miejsce na krótki przystanek.
Dla odmiany postanowiliśmy wcześniej skończyć zwiedzanie, tym bardziej, że i tak nie mieliśmy czasu na kolejne wadi. Umówiliśmy się tak, że jeden wieczór przeznaczymy na posiedzenie nad morzem.