Zachęceni krótkim, choć owocnym wyjazdem do Armenii, postanowiliśmy obejrzeć pozostałe kraje regionu. Do Baku przylecieliśmy nad ranem, wypożyczyliśmy samochód i ruszyliśmy do Szeki.
Szeki jest znane z Pałacu Chanów Szekijskich. Pałac to słowo zbyt duże na określenie tego przybytku z XVIII w.; bliżej mu do willi, choć nie zmienia to faktu, że został wpisany na listę UNESCO. Z zewnątrz ma ozdobioną tylko frontową ścianę, na której są sgrafitta i mukarnasy, czyli sklepienia stalaktytowe; okna są zaopatrzone w witraże, którego poszczególny elementy są oprawione w drewno (szebke). W środku większość sal jest wymalowana lub wyłożona płytkami z motywami roślinnymi, zwierzęcymi, a nawet przedstawieniami postaci ludzkich. Wejściówka łączona z inną rezydencją i meczetem to koszt 10 manatów, ale nam się to nie opłaciło. W meczecie obecnie są zbiory godne skansenu, w drugiej rezydencji akurat była przerwa obiadowa, więc nawet nie wiemy, co straciliśmy.
Pozostałe atrakcje turystyczne Szeki to dwa karawanseraje i kilkanaście odremontowanych domków. Pozostała zabudowa jest nietknięta pracami konserwatorskimi. Szkoda, bo potencjał na urokliwość jest duży ze względu m.in. na położenie „starówki” na wzgórzu. Na przedmieściach było jednak jeszcze gorzej. Zabudowania współczesne były w jeszcze gorszym stanie, a niektóre ulice nie miały asfaltu.
Gandża ma podobny problem. Główny plac, na którym króluje Hajdar Alijew na pomniku, jest zadbany i wręcz monumentalny. W dobrym stanie jest parę ulic wokół niego, Najważniejszym obiektem tej części miasta jest budynek, w którym po raz pierwszy zebrał się parlament azerski, co miało miejsce w 1918 r. W miarę oddalania się od punktu zero okolica sprawia co raz gorsze wrażenie. Ostatni krąg szeroko pojętego centrum to zabudowa bardziej przypominająca wieś niż drugie co do wielkości miasto Azerbejdżanu. Nie sprawia to jednak wrażenia slumsu.
Na przedmieściach są za to dwie spore atrakcje. Pierwsza to mauzoleum Imamzadeh, w którym podobno znajduje się grób jednego z synów piątego imama (Azerowie to, co do zasady, szyici). Trafiliśmy na uroczystości, podczas których czczono pamięć szahidów. Szahid to klasycznie muzułmański męczennik za wiarę, który trafia do raju, w którym oczekują go hurysy. W wydaniu współczesnym to osoba, która zginęła na wojnie, oczywiście po właściwej stronie. W tym przypadku chodziło o tych, którzy zginęli podczas wojny o Górny Karabach z 2020 r. Ludzi było dużo, wzywali wstawiennictwa Husajna dla zmarłych, ładnie zresztą śpiewając.
Druga to mauzoleum Nizamiego, perskiego poety z urodzonego w XII w. w Gandży i tu mieszkającego, do którego pretensje zgłaszają również Azerowie. Sądząc po towarzyszącym mu pomniku składającym się z pięciu wielkich betonowych otwartych ksiąg, postawionym przy wjeździe do miasta, nawiązującym do jego pięciu cenionych poematów, uważany jest za wielkiego syna Gandży.