Ponieważ od jesieni Wizzair wznowił loty do Marrakeszu i powiodło nam się kupić bilety dla dwóch osób za ok. 1600 zł (łącznie z jednym bagażem rejestrowanym), to przełom roku spędzamy w Maroku.
Przylecieliśmy 30 grudnia późnym popołudniem. Zanim zakończyliśmy procedurę odbioru samochodu zapadł zmierzch – było cicho, jak na żadnym lotnisku, ciepło i jakoś nostalgicznie. Można było zrozumieć, dlaczego Maroko bywa nazywane Krajem Zachodzącego Słońca. Gwar okolic naszego hotelu zrównoważył to wrażenie – mnóstwo knajp, otwarte sklepy, sporo ludzi i tak do późnego wieczoru.
Największą atrakcją dla mnie były ślimaki sprzedawane na ulicznym straganie. Naprawdę smaczne i do tego tanie. Porcja ślimaków – nie za duża, ale pozwalająca zorientować się w smaku – w towarzystwie porcji rosołu na nich kosztowała 10 dinarów.
Zobaczymy, co będzie dalej.