Na Aleppo przeznaczyliśmy cały dzień. W obecnej sytuacji to aż nadto, ale taki był plan. Miasto oglądaliśmy w towarzystwie naszego fixera i jego znajomego będącego w naszym wieku. Poznaliśmy go poprzedniego dnia, gdyż Mohammad poprosił go, żeby nam opowiedział o 8 latach służby wojskowej podczas, jak to nazywa, kryzysu oraz o pomocy ofiarom trzęsienia ziemi. Te opowieści stanowiły poboczny wątek naszej rozmowy, ale na tyle mu się spodobało, że chciał spędzić z nami kolejny dzień. Dzięki jego obecności zobaczyliśmy Bibliotekę Narodową od środka – katalogi są kartkowe, nie ma wolnego dostępu do książek, nie było żadnego komputera, nawet stoliki przypominały ławki sprzed parudziesięciu lat.
Mohammad, zgodnie z zasadą „bliższa ciału koszula”, zorganizował nam spacer szlakiem zrujnowanych hoteli. Jeden z nich jest w trakcie odbudowy, dzięki czemu mogliśmy zobaczyć, jak przebiega – oprowadzał nas właściciel. Do innego podlegającego temu samemu procesowi dobijaliśmy się – dosłownie, waląc w drzwi i nawołując, oraz telefonicznie – ale właściciel nie życzył sobie gości. W innym, który przeszedł częściową odbudowę i oczekuje na turystów w formie kawiarni, prowadziliśmy ciekawą rozmowę z jej właścicielem. Okolice tych miejsc to w dalszym ciągu gruzowiska, które punktowo są likwidowane. To samo odnosi się do bazaru, który w części został przywrócony do życia, z innej usunięto jedynie gruz, a jeszcze inna czeka na jakiekolwiek działania. Największy podziw wzbudziły we mnie podjęte próby odbudowy – w morzu ruin widać toczące się prace nad przywróceniem funkcji handlowych, największe współczucie – zasiedlenie mieszkań w poważnie uszkodzonych budynkach, z których wszystko zostało rozszabrowane – z zewnątrz można dostrzec, że ludzie mieszkają dosłownie w gołych ścianach.
Największe postępy poczyniono w odbudowie świątyń, których w mieście jest dużo. Kościół ormiański na starym mieście jest w zasadzie odbudowany i odprawiane są w nim nabożeństwa, w którego części nawet uczestniczyliśmy. Meczet Omajjadów, w którym mieści się miejsce spoczynku Zachariasza – ojca Jana Chrzciciela, jest w trakcie odbudowy po porządnych zniszczeniach, o czym mogliśmy się przekonać, oglądając stan prac.
Trzęsienie ziemi – szczęście w nieszczęściu – najbardziej dotknęło zdewastowaną przez działania wojenne część Aleppo ze szczególnym uwzględnieniem medyny. Konstrukcje naruszone przez spadające bomby i prowadzony ostrzał po prostu się rozsypały. W części wolnej od działań wojennych zniszczenia są małe, ale mimo tego nie uprzątnięto jeszcze gruzów i nie wygląda na to, żeby ktoś się do tego kwapił.
Zgodnie z zarządzeniem władz z powodu skutków trzęsienia ziemi niedostępna jest cytadela, jak również muzeum. Cytadelę można oglądać tylko z zewnątrz. Została wzniesiona na tellu, więc wygląda jak gniazdo i taką m.in. funkcję pełniła zarówno w przeszłości (jednym z jej komendantów był Józef Bem, który tu zmarł), jak i podczas ostatnich działań wojennych – na jej terenie rezydowała armia syryjska lojalna rządowi.
W powszechnej opinii Aleppo to miasto nieistniejące, zrównane z ziemią. Na szczęście tak nie jest. W części niezniszczonej dominuje zabudowa w stylu nowoczesnym, czyli zbliżonym do modernizmu, co w części jest efektem akcji modernizacyjnej rozpoczętej w 1950 r., której ważną postacią był Andre Gutton (stworzył plan „przebudowy” miasta). Oczywiście potrzebuje odświeżenia, ale to normalne miasto. Miło patrzeć. Życie toczy się zwykłym torem. Działają restauracje, kawiarnie, sklepy; widać sporo ludzi na ulicy, zwłaszcza wieczorem. Panuje zwykły gwar miejski, który uzupełniają odgłosy wielkich generatorów prądu będących źródłem zasilania podczas przerw w dostawie, które są tu długie (w Aleppo 6 godzin bez prądu i 2 z prądem, w Damaszku: 4 bez, 2 z prądem).
Funkcjonują również różnego rodzaju zakłady. Dla nas atrakcją była wizyta w jednej z wytwórni mydła z olejku laurowego, z którego Aleppo słynie od wieków. Mogliśmy łazić po całym zakładzie i wszędzie zajrzeć bez żadnego dozoru. Mimo tego, że produkcja odbywa się jesienią i zimą, można było oglądać schnące wytwory oraz ich pakowanie. Piękna sprawa, choć niezupełnie czysta.
Dzień minął nam niespiesznie. Robiliśmy rzeczy, na które zwykle nie mamy czasu (wizyta w kawiarni lub obiad), albo nie mamy takich możliwości z uwagi na brak lokalnych znajomych.