Turystyczną aktywność zaczęliśmy od pola kartofli, na którym znajdują się pozostałości radzieckich czołgów i pojazdów opancerzonych. Jest ich 6 i z wyjątkiem jednego bardzo dobrze się maskują. Jeden został pomalowany przez irańskiego artystę na muchomora sromotnikowego. Spostrzeżenie niestandardowe, ale trafne.
Obejrzeliśmy też ruiny afgańskiej Golgoty zwanej również Miastem Zawodzenia (Shahr-e Gholghola). Swoje miano zawdzięcza masakrze ludności będącej odwetem za śmierć wnuka Czyngis Chana, dokonanej przez wojska mongolskie podczas najazdu w 1221 r. Ruiny zajmują szczyt całego wzgórza, ale mimo to można poznać, że budowniczowie rozumieli znaczenie zarówno funkcji obronnej miasta, gdyż na skrajnych fragmentach widoczne są podstawy wież strażniczych, jak również rozwiązań architektonicznych chroniących przed zawaleniem muru, czyli przypór. Z góry rozciąga się ładny widok na miasto i na puste otwory po Buddach zniszczonych w 2001 r.
Napięcie rosło, więc byliśmy gotowi na obejrzenie nisz. Dewastacja była kompletna, więc nic z posągów nie zostało, jeśli nie liczyć najprawdopodobniej fragmentu ręki jednej statuy. Atrakcją, jaka pozostała, jest wejście po schodach na poziom dawnej głowy Buddy.
Talibowie oprócz posągów zniszczyli również wystrój licznych komór. W czasie wojny niektóre pomieszczenia były używane jako stanowiska artyleryjskie, o czym świadczy sposób ich zagospodarowania, co nie pomogło im przetrwać w dobrym stanie; niektóre są po prostu wypalone. Największa atrakcja Bamian nie istnieje. Nie zmienia to jednak tego, że podczas zaglądania do niemal każdej dziury pilnowali nas panowie z pistoletami, którzy chętnie pozowali do zdjęć. Byli to przedstawiciele tej samej władzy, która kazała zniszczyć posągi. Teraz jednak ich cel był pozytywny – mieli nas chronić przed ewentualnym niebezpieczeństwem.
Na koniec obejrzeliśmy ruiny Shahr-e Zuhak zwanego Czerwonym Miastem, którego początki sięgają VI w. i które w XIII w. zostało splądrowane przez Mongołów. Pozostałości zajmują szczyt wzgórza, choć nie są zbyt okazałe w sensie liczby zachowanych obiektów. Parę fragmentów wież jednak zostało. Z najwyższego punktu rozciąga się piękny widok na dolinę i góry. Z niższych poziomów też coś widać.
Ruiny obu miast były przedmiotem pewnej troski. Widać ślady renowacji polegającej na uporządkowaniu ścieżek. Oba obiekty mieliśmy tylko dla siebie, choć pojedynczy turyści zagraniczni są w Afganistanie. Dotychczas spotkaliśmy grupę Chińczyków i Niemca podróżujących samodzielnie oraz Tajwankę podróżującą za pośrednictwem naszego fixera.