O 6.00 mieliśmy pociąg do Agry. Trochę się spóźnił, ale i tak byliśmy wcześnie, bo kwadrans po 8.00. Odstawiliśmy do hotelu bagaże i z tym samym kierowcą tuk tuka, który przywiózł nas z dworca, pojechaliśmy zwiedzać. Kierowca chciał za całą trasę 2500 INR. Dla zachowania pozorów zaproponowaliśmy 2000 INR. Stanęło na tym, że się zgodził na 2000 INR z zastrzeżeniem, że jeśli będziemy zadowoleni, to damy mu tyle, ile pierwotnie chciał. I tak się właśnie skończyło.
Taj Mahal nikomu nie trzeba przedstawiać. Każdy wie, jak wygląda obiekt obłożony białym marmurem. To, czego na zdjęciach nie widać, to piękne zdobienia zarówno techniką inkrustacji przy użyciu różnych rodzajów kamienia, jak i rzeźbienia. To doskonałość zamknięta w marmurze.
Na teren Taj Mahal nie można wnosić dużych toreb i książek, choć przede wszystkim jest to wymierzone w przewodniki. Mój plecak został jednak przepuszczony mimo tego, że miałam ten zakazany przedmiot. W cenie biletu jest butelka wody, człowiek-przewodnik, no i ochraniacze na buty, żeby wejść do mauzoleum.
Zdecydowaliśmy się na bycie oprowadzanym, choć szczerze mówiąc wiele nam to nie dało. Kompleks jest przyjemny do zwiedzania, a miejsce na dobre, choć powtarzalne zdjęcia wyznacza tłumek turystów. Gość był jednak dość sympatyczny poza tym, że na koniec zaprowadził nas do sklepu z różnymi marmurowymi pamiątkami. Nie dał jednak po sobie poznać rozczarowania tym, że nic nie kupiliśmy.
Z Taj Mahal pojechaliśmy tuk tukiem do Fatehpur Sikri. Sama przejażdżka dostarczyła ciekawych spostrzeżeń. Po pierwsze, pierwszy raz zobaczyliśmy śmieci w większej ilości odpowiadającej temu, co widzieliśmy w Egipcie, ale nie więcej. Widzieliśmy ludzi, którzy częściowo dokonują ich selekcji, wybierając plastik. Po drugie, krowy nie są wolne w tym sensie, że nie należą do nikogo – każda ma właściciela, o czym świadczą kolczyki lub przywiązanie łańcuchem. Po trzecie, ścieki są kompletnie nie zagospodarowane – są wylewane na ulice albo lądują w czymś, co mogłoby być rzeką. Po czwarte, tereny niezamieszkane są przeznaczone pod uprawy – żniwa się skończyły i albo coś zasiali, albo dopiero się do tego przymierzają. Po czwarte – targ to rozrywka całodniowa i pełna koloru.
Fatehpur Sikri składa się z dwóch części – rezydencji cesarskiej (Sikri) i meczetu (Fatehpur). Stanowisko w części pierwszej nie jest za wielkie, ale ładnie zaplanowane na szczycie wzgórza. Okolice meczetu najlepiej oglądać z wejścia na dziedziniec. Na dziedzińcu spotkaliśmy różnej maści sprzedawców i naganiaczy, którzy byli dość nachalni. Również sprzedawcy na parkingu pokazali się ze złej strony, żądając za gazowaną wodę 100 INR, gdy stawka w zależności od miejsca waha się od 30 do 50 INR. To pierwszy przypadek bezwstydnego traktowania zagranicznych turystów, jak bankomatu, z którym się zetknęliśmy.
Początkowo kierowca próbował nas odwieźć od pomysłu jechania do Fatehpur Sikri, mówiąc, że to samo zobaczymy w forcie w Agrze. Tak nie jest. Fort to prawdziwa twierdza, którą Fatehpur nie jest. Większą jej część zajmuje wojsko. Będąc jednak twierdzą, ma również część pałacową z pięknymi zdobieniami, zapewniającą widok na Taj Mahal. Świetne miejsce. Zwiedzaliśmy je sami, choć można skorzystać z usług dodatkowo płatnych przewodników.
Na koniec okazało się, że uraziliśmy naszego kierowcę, gdyż odmówiliśmy zatrzymania się w sklepie z pamiątkami, do czego nas usilnie namawiał. Nawet obiad, na który go zaprosiliśmy w drodze powrotnej z Fatehpur, nie miał znaczenia. Każdy dobry uczynek zostanie ukarany.