Przystanek w Carnarvon wykorzystaliśmy bardzo dobrze. Zaczęliśmy od spaceru szlakiem starych budynków tego miasteczka, tj. wzniesionych najczęściej na początku XX w. Spacer to 30 min., ale już rano słońce mocno prażyło. Po 9.00 pojechaliśmy do Muzeum Przestrzeni Kosmicznej (wstęp to 20 AUD). Mieści się ono w dawnej bazie kontroli łączności stworzonej z myślą o obsłudze programu Apollo, która była wykorzystywana również do celów telewizyjnych. Stacja działała do 1996 r.
Ostrzyłam sobie na nie ząbki, gdyż opis na jego stronie internetowej był bardzo zachęcający. Wykonanie jest różne, ale w żadnym razie nie można powiedzieć, że jest nieciekawe. Ekspozycja jest trochę nieuporządkowana i powtarza do znudzenia o pierwszym lądowaniu człowieka na księżycu, ale jest dużo ciekawych informacji i eksponatów, np. fragment meteorytu, symulator lądowania promem kosmicznym (niestety, moja pierwsza próba skończyła się zderzeniem z ziemią) czy model kapsuły użytej do lądowania w 1969 r. Na zewnątrz są stare anteny, nadajniki i replika rakiety – widać je na ostatnim zdjęciu dołączonym do wczorajszego wpisu. Generalnie to super miejsce. Nas wciągnęło. Wyruszyliśmy przed 12.00.
Do pokonania mieliśmy ok. 640 km. Najpierw oglądaliśmy gęsty busz, który po jakimś czasie się przerzedził. Potem pojawiły się termitiery, a w końcu i góry. Tuż przed Karratha zrobiło się płasko – busz został zastąpiony łąkami.
Po drodze były dwie stacje benzynowe. Na jednej przy okazji tankowania (w naszym samochodzie robi się wir w baku przy prędkości przekraczającej 120 km) zrobiliśmy dłuższy postój. Byliśmy tam ok. 15.00 – już wtedy sporo samochodów z przyczepami kempingowymi zajęło miejsca na kempingu.
Do Dampier dojechaliśmy przed zmrokiem. Poszliśmy więc na plażę. Woda nie mroziła, zachód słońca był piękny. Największa atrakcja była jeszcze przed nami. To bar obsługujący głównie pracowników tutejszej kopalni; niektórzy przyszli od razu po zakończeniu zmiany, sądząc po służbowym ubraniu. Obsługa była równie malownicza – piękne kobiety, a niektóre ubrane w stylu kelnerek z nieistniejącego już Roostera. Klimat świetny. Piwo równie dobre. Klimat z filmów o Dzikim Zachodzie.