Bagdad to najmłodsze irackie miasto, w jakim byliśmy. Zostało założone w 762 r. przez kalifa al Mansura i wytyczone na planie koła. W środku znajdował się pałac, którego strzegły pierścienie murów, pomiędzy którymi znajdowała się zabudowa mieszkalna. Dzięki temu nazywane było Okrągłym Miastem, choć jego założyciel nazwał je Miastem Pokoju (obecna nazwa oznacza miasto Boga). Druga z wymienionych okazała się być przewrotna. Bagdad bowiem był wielokrotnie zdobywany i równany z ziemią. Do największych zniszczeń doszło w latach: 1258 – za sprawą Hulagu i jego Tatarów, 1401 – na rozkaz Timura stojącego na czele Mongołów, 1534 – przez wojska Sulejmana Wspaniałego. Niezależnie jednak od tego ugruntowana opinia o Bagdadzie przedstawia go jako miasto pełne przepychu i chwały, miejsce, w którym rozwijała się nauka, sztuka. Tak było w istocie, tyle że raczej w krótkich okresach istnienia miasta. Czas chyba największego rozwoju przypadał dotychczas na dwudziestotrzyletni okres panowania najbardziej znanego kalifa – Haruna ar Raszida. Wszystko dzięki propagandzie zawartej w Księdze tysiąca i jednej nocy. Szczerze polecam, bo to przyjemna lektura, szczególnie gdy ktoś lubi m.in. ciekawe wątki obyczajowe i inteligentną frywolność.
Księga tysiąca i jednej nocy do dziś stanowi źródło inspiracji, co bardzo dobrze widać na ulicach Bagdadu. Istnieje seria rzeźb przedstawiających postaci z tej opowieści. Oczywiście jest ar Raszid i Szeherezada, jest Mardżana z opowieści o Ali Babie, która zalała gorącą oliwą złodziei ukrytych w bukłakach, a także lampa Alladyna i latający dywan.
Jak każda stolica, Bagdad jest miejscem pomników poświęconych najważniejszym wydarzeniom w dziejach kraju. Jest więc Łuk Zwycięstwa wzniesiony w celu uczczenia wątpliwego wyniku wojny iracko-irańskiej, wyrażony dwoma parami dłoni ze skrzyżowanymi szablami, wykonanych z przetopionych hełmów żołnierzy irańskich. Podobno odlew dłoni zdjęto z rąk Saddama Husajna. Pod nimi maszerowały defilady. Znajduje się on w tzw. zielonej strefie, do której dojazd został zamknięty z uwagi na trwające protesty związane z wynikami październikowych wyborów do parlamentu. Na pomnik mogliśmy popatrzeć jedynie z daleka.
Innym pomnikiem urastający do ranki symbolu jest Pomnik Męczenników pierwotnie poświęcony pamięci żołnierzy poległych podczas wojny z Iranem, którego siła oddziaływania zdaje się rozszerzać na wszystkich szahidów (osoby poległe podczas służby wojskowej). Jest on i pomysłowy, i piękny. Składa się z dwóch oddalonych od siebie o parę metrów, przesuniętych względem siebie części kopuły pokrytych turkusowymi płytkami, pomiędzy którymi ma płonąć wieczny ogień, którego jednak nie było. Miejsce szalenie fotogeniczne. W wersji podziemnej jest muzeum, ale do niego nie poszliśmy, bo podobno było zamknięte.
Zaszliśmy także do najsłynniejszej kawiarni w Bagdadzie przy ul. Mutanabbiego, poety z X w., na końcu której jest jego pomnik. Ulica jest zresztą znana nie tyle ze swojego patrona, co z targu książki odbywającego się w każdy piątek. Mówi się, że Kair pisze, Bejrut drukuje, a Bagdad czyta. W ubiegły piąte nie widzieliśmy za dużo kupujących, ale trzeba przyznać, że podaż była ogromna. O samej ulicy czytałam, że została wyremontowana po zamachu, jaki miał miejsce w 2007 r. Remont albo się nie skończył, albo jest przeprowadzony od nowa, bo o tym, że targ odbywa się na ulicy, świadczy tylko to, że jest to przestrzeń pomiędzy rzędem budynków. Okolice są zresztą nie lepsze. Sąsiednia ulica nosi imię ar Raszida. Kiedyś z pewnością była godna swego patrona; dziś jest jedynie dowodem dawnej świetności. Obszar, który można nazwać stary miastem, jest poważnie zaniedbany. Generalnie jednak Bagdad jest czystym miastem, szczególnie w porównaniu z innymi miejscami.
No i byliśmy także w Muzeum Irackim. Nasza przewodniczka iracka nie jest niestety miłośnikiem zabytków. Wizytę w muzeum potraktowała jako dopust Boży i na starcie zapowiedziała przewodniczce muzealnej, że mamy tylko godzinę, co wywołało sprzeciw nie tylko mój. Pani, która miała nas oprowadzać, mówiła bardzo dobrym angielskim i była pełna optymizmu, ale po paru zdaniach zadzwonił do niej telefon i nas opuściła. W zamian dostaliśmy dwie panie, z których jedna nie znała angielskiego w ogóle, a druga znała, ale mówiła po arabsku. Wszystkie trzy połączyły siły i przegnały nas po części sal, reglamentując dostęp do innych. Dużo czasu spędziliśmy za to w sali poświęconej asyryjskiemu okresowi w dziejach Iraku. Było warto chociażby dlatego, że wartość zbiorów robi niesamowite wrażenie, a dotarcie do Hatry i Aszur – wg naszych przewodników – jest niemożliwe, a wg mnie – opierając się na informacjach od Stocka – może być możliwe dla grup dosłownie paroosobowych. Wobec tego bardzo chciałam kupić katalog wystawy, który wypatrzyłam przy wejściu. Pierwsza przewodniczka obiecała, że mnie zaprowadzi do sklepu po książki, ale ona zniknęła. Rozmowa z drugą mówiącą po angielsku była zadziwiająca do tego stopnia, że ją przytoczę. Najpierw powiedziała za to, że to niemożliwe, bo muzeum jest zamknięte. Zapytałam ją więc dlaczego jest zamknięte. Ta odpowiedziała, że powodem jest koronawirus. Na pytanie o termin ponownego otwarcia, odpowiedziała, że nie wie. Rozmowa wariatów w muzeum, w którym są inni zwiedzający, a w Internecie jest informacja o godzinach zwiedzania. Wsparł mnie kolega, więc drążymy temat, powołując się na obietnicę wizyty w sklepie. Bezskutecznie. Odprowadzając nas do wyjścia, dała za to całej grupie jakąś płytę CD. Wychodząc, zauważyliśmy bibliotekę. Poszliśmy z kolegą i od człowieka, który mówił po angielsku, dowiedzieliśmy się, że owszem, sklep jest. Namówiliśmy go, żeby nas tam zaprowadził. Trochę się wzbraniał, ale zgodził się. W ten sposób dotarliśmy na zaplecze, gdzie był sklep, a w nim jacyś zwiedzający. Sklep piękny. To w zasadzie skład starych książek i broszur, często jeszcze nieodpakowanych, część z nich jest zniszczona, ale były. Wybrałam opracowanie po angielsku z lat 70 za 10000 dinarów. Żeby jednak otrzymać książkę, musiał zostać sporządzony rachunek, który następnie został opieczętowany. Pouczono mnie, że rachunku mam strzec, jak oka w głowie, bo mogę mieć problemy na lotnisku. Sam zakup trwał ok. 20 min. Komedia. Zbiory świetne.
O wartości zborów muzeum świadczą kradzieże, jakich padło łupem po inwazji z 2003 r. Co ciekawe, do końca lipca 2021 r. Amerykanie zwrócili ok. 17 000 artefaktów.
Przemieszczając się po stolicy, można podziwiać architekturę z lat 60 i 70 XX w., choć czasem – z uwagi na pewne zaniedbania albo na sposób utrzymania – trzeba włożyć trochę wysiłku, żeby dostrzec jej walory. Jest sporo budynków o charakterze modernistycznym z elementami uwzględniającymi lokalne warunki atmosferyczne, jak sposób usytuowania balkonów, przesłony zatrzymujące światło (ażurowe ozdoby, ekrany architektoniczne). Przynajmniej w części urzeczywistniła się idea Rifata Chadrija, jednego z ważniejszych irackich architektów, stworzenia architektury łączącej jednocześnie uwarunkowania lokalne z nowoczesnym podejściem do tej dziedziny sztuki. Był twórcą pojęcia „międzynarodowy regionalizm”.
Krótki rejs po Tygrysie dopełnił listy must have.