Pierwszym przystankiem tego dnia był park narodowy Gobustan, w którym są dwie wielkie atrakcje Azerbejdżanu: petroglify i wulkany błotne. Petroglify są łatwo dostępne. Jest muzeum wprowadzające, żeby było wiadomo, na co zwracać uwagę, jest wytyczona droga i ścieżki, jest parking, są opisy, gdyby ktoś nie był w stanie dostrzec rysunków. I są znaki dla węży. Nie wiem, czy tutejsze gady na pewno rozumieją piktogramy zakazujące im wstępu, ale żadnego nie widzieliśmy. Wszystko to za 10 manatów od turysty.
Dostępu do wulkanów błotnych z jakiegoś powodu jednak nie ucywilizowano. Podobno można tam dotrzeć tylko taksówką. Oczywiście to nie prawda, bo można tam dojechać własnym samochodem, ale faktem jest, że droga, a w zasadzie możliwe drogi są nienajlepsze, więc jeśli ktoś nie jeździł po wertepach, lepiej niech tego tam nie robi. Podjęliśmy próbę dotarcia samemu, ale za szybko odpuściliśmy, widząc z daleka zamkniętą bramę. Jak się później okazało, po prostu należało podjechać tuż pod ogrodzenie i wówczas skręcić na szutrową drogę prowadzącą wzdłuż płotu.
Taksówkarze czający się na turystów zgromadzeni byli przy rondzie znajdującym się tuż przy zjeździe z głównej drogi pomiędzy Lenkoranem a Baku. Swoją drogą odcinek od granicy z Iranem do Gobustanu, to najlepsza droga, jaką jechaliśmy w Azerbejdżanie – prawdziwa autostrada z bezkolizyjnymi zjazdami. Droga wiodąca przez centrum kraju z Baku do granicy z Gruzją też ma po dwa pasy w każdą stronę, ale z normalnymi skrzyżowaniami. Inne trakty są generalnie dobrej jakości, choć czasem może człowiek wytrząść na wybojach.
Ominęliśmy punkt zbiorczy, ale za nami puścił się starą niebieską ładą młody chłopak, który, gdy się zatrzymaliśmy zaskoczeni płotem, podjechał i wykazując się troską o nasz samochód, zaoferował swoje usługi za 20 manatów. Uznaliśmy tę propozycję za godną przyjęcia, bo odpytana pracownica muzeum podała przedział 20-25 manatów. Na koniec wycieczki chłopak rozczulił mnie swoim bezpośrednim pytaniem: czy może dostać 5 manatów napiwku. I dostał. Za postawę – bez opowiadania durnot, no i przewiózł nas w jedną stronę chyba najgorszym traktem, jaki był.
A wulkany są super. Nie jest ich dużo, raptem kilkanaście, ale szara bulgocząca maź robi wrażenie. No i jest chłodna, co w upał było milutkie. Są to niewielki stożki zakończone niewielkim otworem. Tylko jeden jest zdecydowanie większy, a średnica krateru pozwala się w nim zanurzyć, z czego kilku młodzieńców korzystało. W niewielkiej odległości jest bowiem jeziorko, w którym można się obmyć. Atrakcja nr jeden w tym kraju.
Pod wieczór dotarliśmy do Baku.