Dziś rano czułam pewną obawę przed zbliżaniem się do samochodu. Na szczęście koła były w porządku. Mogliśmy więc śmiało udać się podziwiać najbardziej znane wydmy Parku Namib-Naukluft. Żeby się do nich dostać należy pokonać 60 km od bramy. Niby jest ograniczenie do 60 km/godz., ale większość korzysta z nawierzchni asfaltowej i jedzie odpowiednio szybciej. Jeśli ktoś ma samochód z napędem na cztery koła może podjechać kolejne 4 km. My mamy samochód z wyższym zawieszeniem, ale bez napędu. Zabawne jest to, że za podwózkę zapłaciliśmy więcej niż za wstęp – odpowiednio 180 i 150 NAD.
Tłumy były przy Dead Vlei, niecce z zaschniętymi pniami akacji, otoczonej przez wydmy, o której myślałam, że jest większa. Pięknie wygląda przez kontrast pomiędzy pomarańczem wydm a biało-szarym (z uwagi na mieszankę soli i glinki) dnem doliny.
Podjechaliśmy do kolejnej wydmy zwanej Sossus, która miała konkurencję w postaci pary skoczników antylopich, jak sądzę. Zatrzymaliśmy się także przy wydmie 45, żeby mogła się na nią wdrapać. W południe piasek czułam przez podeszwy stóp.
Te wszystkie atrakcje zajęły nam cztery godziny. Na drugą część dnia został przejazd do Swakopmund, czyli ok. 350 km do pokonania. Analizując wczorajszy przejazd, stwierdziłam, że popełniłam jeden błąd – zbyt wolno jechałam. Dzięki temu wszystkie muldy i dołki stawały się bardzie odczuwalne, bo były wolniej pokonywane. Dziś więc jechałam szybciej, z prędkością bliższą ograniczeniom prędkości, a więc 60 i 100 km/godz. Co prawda czasem powątpiewałam w przyjętą taktykę, ale muszę przyznać, że droga nie wydała mi się bardzo uciążliwa. Inna sprawa jest taka, że w porównaniu do wczorajszej trasy dziś nawierzchnia była lepsza. Koła wyglądają na nieuszkodzone. Trasa zajęła nam ok. 4 godzin.
Mieliśmy więc czas zboczyć do Walvis Bay, w którym dla turysty zasadniczo niewiele co jest. My chcieliśmy zobaczyć, jak wygląda największy port Namibii. Rozwija się – w okolicach buduje się drogi. Miasto zabudowane jest domami wakacyjnymi i willami. Na jego obrzeżach jest i township, z drogi wyglądający dość porządnie i dlatego właśnie nie mogę zrozumieć, dlaczego władze miejskie mają na tyle werwy, że dbają o niego, ale jednocześnie nie mają siły, by go w dłuższej perspektywie zlikwidować.