Kolejny dzień rozpoczęliśmy dość wcześnie, bo już o 6.30 wyruszyliśmy z hotelu. Wszystko dlatego, że celem była Palmyra, która – jak wiadomo – położona jest w głębi pustyni, a naszego fixera martwił spodziewany upał podczas zwiedzania. Jego obawy okazały się nieuzasadnione, gdyż było pochmurnie i nawet miejscami padało, co wzbudziło w nim wielką ekscytację, którą wyrażał tymi słowami: „niewiarygodne – deszcz w czerwcu!” za każdym razem, gdy na szybie pojawiły się krople.
Ruiny oglądaliśmy więc w warunkach komfortowych, jeśli chodzi o pogodę. Na miejscu spotkaliśmy parę turystów ze Szwajcarii ze swoim dragomanem, ale teren jest wystarczająco duży, żeby nie wchodzić sobie w kadr. Jedynym minusem była obecność sprzedawcy pamiątek, a zwłaszcza jego natrętnych dzieci, ale i z tym sobie poradziliśmy.
Chyba wiedzą powszechną jest to, że bojówkarze z ISIS postanowili zaznaczyć swoją bytność w Palmyrze w sposób na jaki było ich stać, a ponieważ za mądrzy nie są, to zniszczyli najbardziej wartościowe elementy strefy archeologicznej, wysadzając pozostałości świątyni Baala, łuku tryumfalnego, teatru oraz tetrapylonu. Co do tego ostatniego, to w postępowaniu z nim udowodnili również swoją ignorancję – tetrapylon w przeszłości był odbudowany, więc zniszczyli żelbetową rekonstrukcję. Dziwnym trafem ostała się tzw. wielka kolumnada – widać ten element wykopalisk na szczęście jakoś do nich nie przemówił. Niezależnie jednak od tego wyrządzili duże szkody. Oprócz gruzów będących efektem działania ładunków wybuchowych można w wielu miejscach dostrzec ślady po kulach i wybuchach, gdyż w strefie archeologicznej urządzili sobie obóz ćwiczeniowy.
Oprócz kolumnady można obejrzeć duży fragment bramy i dziedzińca, którym maszerowały zwierzęta ofiarne, bo przecież ówczesne świątynie były w zasadzie ubojniami. Bardziej dostojna scena z Palmyry została przedstawiona na jednym z obrazów z Panoramy Wojny Październikowej – to moment ogłoszenia się przez Zenobię Augustą i zerwania więzów zależności od Rzymu mający miejsce w teatrze; w tle widać niezniszczony tetrapylon.
A swoją Zenobia jest chyba jedyną kobietą, która – przynajmniej deklaratoryjnie – budzi podziw i szacunek wśród syryjskich mężczyzn. Kobiety współczesne, jak wynika z opowieści mężczyzn wyznania muzułmańskiego, z którymi rozmawialiśmy, są traktowane jako zło konieczne w procesie płodzenia dzieci, a brak ich zdolności do urodzenia dziecka jest oczywistym i wystarczającym powodem do rozwodu. Tak postąpił jeden z poznanych mężczyzn, który zresztą ma żal do matki, że po rozwodzie z jego ojcem stała się mu obca mimo tego, że z zasady opiekę nad dziećmi w takim przypadku sprawuje ojciec. Najwyższe niezrozumienie u Mohammada do dziś budzi decyzja jego wuja o nieodprawieniu jego bezpłodnej żony. Kobiety traktowane są więc z pewną pogardą – gdy wyraziłam obawę o skutki emigracji zarówno mężczyzn, jak i kobiet dla przyszłości Syrii, w odpowiedzi usłyszałam wyrażony z nieskrywanym oburzeniem protest, że to nie są sprawy kobiet. A potem się dziwią, że przez rodziny, którym uda się dotrzeć na zachód Europy, przechodzi mentalne tsunami, gdyż się okazuje, że żona i dzieci, czując wsparcie państwa, przestają się godzić na poniżające traktowanie (np. zamykanie w domu) ze strony mężczyzna. Mohammad z naiwnością niemal dziecka stwierdził, że wyjeżdżający mężczyźni nie byli tego świadomi. Cóż, to, że ktoś ubiera się w taki sam sposób, jak to bywa w Europie, nie oznacza, że tak samo myśli.
W nieuświadomionym w chwili czynu odwecie za infantylne opowieści naszego fixera na temat islamu i pozycji kobiety w społeczeństwie muzułmańskim, którymi zaczął nas w pewnym momencie raczyć, gdy poczuł się dość swobodnie z nami, dwa razy potraktowałam go analogicznie do jego wizji, tylko że ze znakiem minus: raz wypiłam piwo do obiadu w jego obecności, a drugi – ponaglałam go w sposób jawny w obecności jego znajomego. Szczególnie ten drugi przypadek musiał go dotknąć, bo potem do tego nawiąywał, ale moja wytrzymałość również ma swoje granice.
Tuż obok wykopalisk jest muzeum, a będąc precyzyjnym – jego pozostałości. Budynek jest zniszczony, a ekspozycja została zdemolowana i rozkradziona, choć co do tej ostatniej kwestii to trudno ustalić, czy większy udział mieli w tym członkowie ISIS, czy okoliczni mieszańcy. Obecną wystawę tworzą resztki tego, co ocalało. Widok nawet bardziej przykry niż zniszczenia w strefie wykopalisk.
Palmyra – oprócz ruin antycznych – to także miasto współczesne, choć obecnie również zrujnowane. I tu walki były ciężkie i regularne o każdą ulicę, sądząc po stanie budynków i usypanych zapór. Po zobaczeniu wielu miejsc można śmiało powiedzieć, że litości nie miała żadna ze stron konfliktu i każdy stosował taktykę spalonej ziemi.
Tuż obok na wzgórzu są ruiny zamku. Niestety dla turystów są niedostępne, bo ulokowało się tam rosyjskie wojsko.
Po drodze do Damaszku (nr 90-53-2), którą otwarto dla publicznego ruchu ok. 3 miesiące temu, widać sporo zniszczonego sprzętu wojskowego – a to spalony samochód, a to wrak samolotu, a to unieruchomiony czołg.