Pierwsza, po zjechaniu z promu, widoczna gołym okiem różnica pomiędzy wyspą południową a północną to brak hodowli bydła lub owiec i uprawa winorośli – winnic jest mnóstwo, trochę mniej drzew owocowych. Sadownictwem parają się mieszkańcy północnej części pierwszej z wymienionych wysp. W miarę przemieszczania się na południe przybywa gór – to druga różnica. W dolinach znowu można spotkać stada krów i owiec, choć ze zdecydowaniem mniejszym natężeniem – im dalej na południe wyspy południowej, tym mniej ludzi, a więc i inwentarza żywego.
Wjazd na wyspę południową uczciliśmy winem, ale dopiero w hotelu mimo tego, że dopuszczalna zawartość alkoholu we krwi to 0,8 promila. Na promie naocznie przekonaliśmy się, że prawo do tego limitu ma rangę niemal prawa człowieka.
Pierwszym dzisiejszym celem było Punakaiki, miejsce na wybrzeżu znane z formacji skalnych zwanych naleśnikowymi (Pancake Rocks). Podobieństwo to kwestia umowna, ale miejsce robi wrażenie głównie z powodu fal, które rozbijają się o skały. Dziś było mnóstwo huku, piany i mgiełki wodnej. I zresztą nie tylko tam – takie atrakcje były dostępne wzdłuż całego wybrzeża. Rewelacja!
Pogoda była typowo kwietniowa – naprzemiennie deszcz i słońce. Jednak gdy wychodziliśmy z samochodu, zawsze mieliśmy słońce, co przydało się szczególnie na szlaku wokół jeziora Matheson w Fox Glacier. Szlak – w bezchmurne dni – zapewnia widok na góry Cooka i Tasmana. Nieopodal szlaku jest również punkt widokowy na obie góry i lodowiec.
Na początku trasy nie było widać żadnej góry; gdy schodziliśmy ze szlaku po 75 minutach pokazały się oba szczyty. Przed zmierzchem, już z samochodu, widzieliśmy większą część góry Cooka.
Niezależnie od tego, czy góry widać, ścieżka jest super, choć wybierana jest z tego względu, że umożliwia sfotografowanie odbicia wierzchołków. Choć nam się to nie udało, to i tak byliśmy szczęśliwi – spacer przez namoknięty las i rześkie powietrze działały odprężająco.
Śpimy w Haast na odludziu. Słychać tylko fale.