Od paru dni prognozy pogody dla Parku Narodowego Tongariro nie były optymistyczne – zachmurzenie duże, silny wiatr i temperatura odczuwalna poniżej zera. Wczorajsza poranna informacja była ciut lepsza – pomiędzy 10.00 a 13.00 miało wyjrzeć słońce. Wieczorem było jeszcze lepiej, choć dla nas nie miało to znaczenia – od 16.00 chmury miały się rozproszyć.
Wstaliśmy więc parę minut po 6.00, żeby w maksymalnym stopniu wykorzystać okno pogodowe. Dzięki porannej pobudce wstąpiliśmy nawet na plażę i udało nam się uniknąć paru wahadeł – drogowcy dopiero się rozstawiali. W trzy godziny dotarliśmy z Napier do parkingu Mangatepopo, przy którym zaczyna się jeden z najbardziej znanych szlaków NZ – Tongariro Alpine Crossing. Do przejścia wybrałam jego pierwszy odcinek: do Soda Springs – 4,7 km w jedną stronę. Góry nie są żywiołem mojego męża, więc uznałam, że ten fragment będzie wystarczający tym bardziej, że – sądząc z opisu szlaku – daje namiastkę całości.
Od października 2023 r. zalecane jest zgłoszenie wejścia na szlak lub jego część – przez formularz na stronie internetowej wskazuje się datę wędrówki, odcinek i liczebność grupy. Na miejscu przypominają o tym plakaty. Zgłoszenie zrobiłam wczoraj wieczorem – dziś na parkingu byli strażnicy, ale nie pytali o nie.
1 maja w Tongariro rozpoczął się sezon zimowy – nie obowiązuje limit 4 godzin na parkowanie. Gdy przyjechaliśmy na parkingu stało 6 samochodów. Na trasie spotkaliśmy kilkunastoosobową grupę szkolną i dziewięć innych osób.
Na miejscu okazało się, że pogoda jest świetna do spaceru. Było słońce, minimalny wiatr i sucho. Do tego chmury zaczęły się podnosić, odsłaniając coraz więcej Mt Ngauruhoe, choć w pełnej krasie nie udało nam się jej zobaczyć. Po dotarciu do źródełka miałam pomysł, żeby przejść jeszcze kawałek trasy i nawet zaczęłam go realizować, ale daleko nie dotarłam. Pogoda zaczęła się psuć. Niebo poszarzało i zaczęły obniżać się chmury. Pojawił się wiatr, choć nie tak silny, jak zapowiadano. Znaczenie się też ochłodziło. Wracaliśmy szybkim krokiem.
Spacer zajął nam 3 godz. i 15 min. Gdyby prognozy pogody się sprawdziły, nie sądzę, żeby udało nam się gdziekolwiek wyruszyć. Mieliśmy dużo szczęścia.
Po dojechaniu do głównej drogi zaczęło padać. Dopiero nad jeziorem Taupo się rozpogodziło. Ponownie deszcz złapał nas w Rotorua, gdy posilaliśmy się na czymś, co przypominało targ żywności, tylko że zorganizowany na skrzyżowaniu ulic.